Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


czwartek, 6 grudnia 2012

(788) fairytailandia

Dziś zabieram Was w podróż po nowej w tych progach mandze zwanej "Fairy Tail". Jest to opowieść o gildii magów, tytułowej Fairy Tail, która zrzesza najlepszych w swym fachu specjalistów... od rozrób i działa na zlecenia za odpowiednią sumę. Czarów, bijatyk i pięknych kadrów jest w niej co niemiara, więc tytuł zyskuje sobie całkiem niezłą przychylność ludu japońskiego. Dla mnie uniwersum jest niczym powiew świeżości w skostniałym ciele blogosfery i mam nadzieję, że będzie to optymistyczny akcent pogodowy.

Specjalnie na Mikołajki ocenę fairytailandia serwuje Dziabara.

A czy autorka była grzeczna?

Estetyka


Wrażenia estetyczne 4/10
Na prawo stoi kubek jabłkowo-różanej herbatki produkcji niezniszczalnej Sagi, na lewo lokuję swój łokieć w celu swobodnego zwiśnięcia na nim i oddaniu się radosnej analizie tekstu. Pociągam łyczek na rozgrzewkę i czym prędzej lecimy z tym koksem. Khe, khe, khe! Aż mi się przełyk zablokował z przerażenia! Rany kochany, zwykły blog chciał mnie zdradziecko zamordować owocowym płynem! Nagłówek Twojego bloga to istna broń szatana, która razem z wodą stanowi zabójczy duet. Co za perfidia, jaki kunszt i pomysł. Przypominają się mi stare czasy, początki buszowania po Internecie, pierwsze blogi "zrób to sam na swoim Paincie"... Już wracam z tej sentymentalnej podróży w przerażającą teraźniejszość. Nie, chyba nie tędy droga do oczarowania czytelników, bo oni prędzej kopną w kalendarz na skutek "petrificusa totalusa" niż oniemieją z zachwytu. Znaczy... eee... doceniam chęci, ale nie wycinaj fanartów i nie łącz ich w mozaiki. Znajdź jeden, ale spójny obrazek, podlinkuj autora gdzieś na uboczu i uratujesz niejedną czuprynę, która zamieniła się trwałą na skutek szoku. Ogłoszenia parafialne są prawie niewidoczne, a przecież jestem okazem okulistycznego zdrowia (nie mylić z okultystycznym). Pochwalę Cię natomiast za całkiem ładne wykorzystanie znaku gildii Fairy Tail - pojawia się tylko jako akcent do ciemnego tła i robi za subtelny dodatek. Tekst ma dobrą, czytelną czcionkę, delikatne tło nie męczy oczu, więc sytuacja jest jako-tako opanowana, panie generale.
Sama nie wiem, co powiedzieć o adresie. Jest. Tak. Fakt to zdecydowanie niepodważalny w naszym kochanym Internecie. Co dalej, pytacie? Znaczy... kurczaczki pasiaste, no adres jest! Nie jest ani dziwny, ani oryginalny, ani niezrozumiały, ani fajny, ani głupi! On po prostu jest. Nie miałam problemów z zapamiętaniem, ale żeby moja wyobraźnia miała zakrzyknąć "fairytailandia, kumam, to ta a ta historia!" to nie. Zdecydowanie nie kumam, nie rechoczę, nie posiadam genów żaby, ale czasami chciałabym po pocałunku obudzić się księżniczką. Na dobrą sprawę belka reprezentuje to samo stanowisko. Jest, ale jest po to, żeby być. Słowo daję, zaraz od tego wzniosłego mędrkowania ożywię jakiegoś zbzikowanego filozofa, bo gadam jak potłuczony Kant. Potłuczony Kant, rozumiecie? Potłu... matko kochana...



Posty


Treść 24/25
Przez dobre dwa-trzy tygodnie chodziłam najarana możliwością przeczytania tego fanfika jak stado rastafarian. Kilka naprędce przeczytanych zdań wprowadziło mnie w stan wielkiego oczekiwania na dobrą zabawę. Tu szybko przeleciał jakiś żarcik, tam śmignęła lubiana postać, słowem - zaintrygowałaś mnie. Dziab, czytelnik ze wszech miar pozujący na statystycznego frykacza tekstów, musiał porzucić maskę obojętności i wreszcie odpiął się ze smyczy kolejki. Mniam!

Prolog
W oczach zapaliły mi się iskierki, jakby ktoś przyczepił mi pod tyłek reflektor. Wstęp wcale nie był długi, a przez głowę przeleciało mi tyle pytań, że muszę sobie w wyobraźni wybudować skrzyżowanie i poustawiać sygnalizatory. Skąd ten pożar? Co się stało z Fairy Tail? Dlaczego Lucy jest sama? Skąd ta gazeta i dlaczego mówi o egzekucji wszystkich magów? Jaki pierwszy Cezar Magnolii? Gdyby moją biedną, rozentuzjazmowaną głowę podpiąć pod jakiś generator, to problem światowej energii byłby rozwiązany na kilkanaście ładnych lat. Tak jak już wspominałam, prolog gigantem nie był, ale już serwujesz kawałek dobrej, żywej akcji i subtelnie wprowadzasz czytelnika w świat. Siedzibę Fairy Tail, opisaną na dobrą sprawę w trzech zdaniach, ujrzałam oczami wyobraźni bez najmniejszych problemów. Ci, którym samo pojęcie "manga" jest obce, zobaczą podobną scenerię, jednak pozwalającą na typowo powieściową dowolność w interpretacji. To jest to! Potraktowałaś z szacunkiem starych wyjadaczy tytułu oraz spragnionych opowieści fantasy. Póki co czuję się niczym dziecko przed przyjściem Mikołaja i już nie mogę doczekać się nowego prezentu-rozdziału.

Rozdział 1 "Zlecenie"
"- Na szczęście, obudziłaś się – usłyszała kobiecy głos. Jakby wywołana zaklęciem, w drzwiach łazienki pojawiła się Tytania (...)". Dosłownie ujrzałam zszokowaną minę Lucy, która na takie niespodzianki wychodzące z jej osobistej toalety ma oczy jak talerze i robi charakterystyczną pozę "zabierzcie mnie jak najdalej od źródła zaskoczenia". Nie zapomniałaś nawet o takich smaczkach jako to, że Natsu i Gray, przerażeni rozkazami Erzy, naśladują "aye, sir!" czy to, że Happy ciągle robi Lucy niewinne docinki o urodzie czy inteligencji. Przyznaj się! Porwałaś autora, a teraz każesz mu męczyć się z naszymi, polskimi, fikuśnymi słowami i zamieniać historię "Fairy Tail" na opowiadanie, co? Mów mi tu zaraz jak na spowiedzi, bo zawołam FBI, CSI, ZOMO... No dobra, co najwyżej naszą NASĘ przyślę, ale ona też zna kung-fu i inne bajeranckie nazwy technik! To jest normalnie nienormalne, żeby ktoś tak ładnie przeniósł świat komiksu przygodowego na pełnoprawny tekst. Przez ciebie mi ekran wklęśnie od przyciskania do niego twarzy - tak bardzo łaknę kolejnych zdań!
Intryga rozwija się jak najlepszej jakości papier toaletowy "Regina". Magiczna misja zaczyna się jak każda inna, jednak element porwanych dzieci, niepokój Lucy, świadomość, co stało się w prologu, wprowadza mnie w niezły klimacik. Równie dobrze ta historia mogłaby być fillerem do anime i kto wie, czy nie zapowiada się ciekawiej niż niejedna oryginalna przygoda autorstwa pana Mashimy. Ładny komplement jak na początek, co nie? Tylko mi nie puchnij z dumy, no!

Rozdział 7 - "Rewolucja"
Tarapatów część kolejna. Od teraz zacieram rączki, bo wszystkie te wstępy o tajemniczej sekcie i lekceważeniu ostrzeżeń o zamachu na króla były do przewidzenia (ze względu na stosunek Rady do Fairy Tail, a nie tandetność pomysłu). Nie będzie Supermana, nie będzie Avengersów ani nawet kapitana Planety; teraz do gry wchodzi ulubiona gildia magów! Ale i tu pojawiają się problemy - wróg nie atakuje bezpośrednio, nie używa magii, ale podburza ludzi do buntu. Tak, tego jeszcze nie grali w tej mandze i przez to jest jeszcze ciekawiej. Jak walczyć z przeciwnikiem, który zasiewa niepewność w stosunku do samego władcy Fiore? Czy to w ogóle jest zadanie na siły jakichkolwiek magów? Ze zdania na zdanie zaczyna być jeszcze gorzej, szczęściem w nieszczęściu gorzej tylko dla bohaterów - król abdykował, stolica jest zniszczona i pełna wzburzonych tłumów, a ich ukochany kraj stał się republiką. Normalnie cała ta sytuacja byłaby normalną, historyczną koleją rzeczy, jednak w tle czai się, niczym don Pedro z Krainy Deszczowców, tajemnicza organizacja. No żesz w dropsy słodziutkie, toż to draka na miarę kinówki!

Rozdział 14 - "Parada"
Napięcie czuć było z każdej pojedynczej litery. Tak jak się spodziewałam - walka z przeciwnikiem, który gra na zupełnie innych zasadach, może być śmiertelnie niebezpieczna i nie do pokonania siłą. Nawet mnie udzielił się nastrój bezradności po tym, co zrobili Wendy, po torturach Freeda i całej tej głupawej paradzie urzędników. A ta ponura satysfakcja, kiedy Laxus totalnie zmiótł całą festynową farsę... Muahahaha, czuję, jak czai się we mnie jakaś mroczna komórka samego Saurona. Umiesz naprawdę dobrze wywoływać u czytelnika odpowiednie emocje.
Przeciwnicy nie są jednak wcale nudni. Pojawiło się ich już kilku w trakcie minionych rozdziałów, ale najczęściej możemy podziwiać akcję tych złych ze strony Avis. Zresztą nawet jej pobudki w stosunku do sekty nie jest takie oczywiste jakby się wydawało. Fajnie, że w wykreowanej przez Ciebie opowieści znalazły się takie rodzynki jak kobieta-skrytobójczyni. W końcu nie samą magią człowiek żyje, prawda? Nie jest niezwyciężona, ale nie da sobie w kaszę czy inną zupę dmuchać. Nieźle nakreśliłaś jej charakterek: złośliwa po cioci Małej Mi, indywidualistka po wujku Severusie.

Rozdział 18 - "Błahe rozmowy"
Jeśli widzisz, że nic się nie dzieje, to znak, że zawitał rozdział przejściowy. Ale i takie są potrzebne. Było trochę o pogodzie w Magnolii, było coś o starszym pokoleniu, które próbuje coś zaradzić na współczesne bolączki, natomiast młode próbuje zdobyć informacje o przeciwniku. Rozdział wygrał Gray, który ze dwa razy spontanicznie pozbywał się odzienia oraz Levy, która niemal ze stoickim spokojem zwraca mu na to uwagę. Fajnie, że delikatnie popychasz sprawę Juvii i Graya. Grząski to grunt, parować bohaterów, którzy mają nawet nieoficjalne błogosławieństwo samego autora, ale jednak żeby nie wyglądało to na nagłą i niespodziewaną sielankę. Po prostu dajesz jeszcze więcej sugestii na ich temat, ale nie wpychasz ich na siłę w swoje ramiona.
Nawet jeśli stuknęło już tyle rozdziałów, a od siódmego sytuacja przedstawia się beznadziejnie, to nie zauważyłam zupełnie zbędnych akcji. Nie w każdym fragmencie musi kipieć od magicznych pojedynków, żeby czytelnik czuł się zadowolony. Ja przez te jedenaście rozdziałów doskonale odczułam to, co czują bohaterowie, a jeśli potrzeba będzie jeszcze ze dwudziestu, to taka Twoja autorska wola. Wolę takie tempo i szczegółowe relacjonowanie historii niż bezsensowne skakanie po fabule niczym pasikonik po łączce.

Dialogi 5/5
Rozmowy są to wybitnie kontrolowane, ale wyłącznie przez Twoje czujne oko, dzięki czemu dialogi prezentują sobą cały garnitur możliwości, zawsze odpowiednich do sytuacji. Są luźne pogadanki, są monologi, są długie rozmowy taktyczne, są półgębne wypowiedzi i są kłótnie o byle co. Zawsze na posterunku i nieustannie zwarte oraz gotowe. O sztuczności czy dziwnych odpałach, rodzących się w czeluściach łepetyn autoreczkowych mogłam zapomnieć na świetnych kilkanaście rozdziałów. Narrator najpierw grzecznie puka w dialog, przeprasza za najście i działa odpowiednio do swoich kompetencji. Powiedz ty mi, droga Julizo - czy takie talenta to w Tesco sprzedają czy jednak mogę prosić, żeby pod choinką pojawiła się choć skromna butelczyna z takim fantem?

Opisy 4/5
Szanowna publiczności, nadal podtrzymuję werdykt, że całkowicie wykorzystujesz potencjał, jaki niosą ze sobą opisy. Nie skąpisz szybkich i treściwych komentarzy na temat wyglądu każdego nowego bohatera, nowej lokacji czy nawet czarów. Nie zanudzasz, ale i nie robisz ze świata jakiejś wielkiej tajemnicy, znanej jedynie fanom mangi. Zaczynam masową produkcję konfitur z zazdrości, bo bardzo chciałabym tak subtelnie operować opisami jak Ty. Podoba mi się w Twoim sposobie pisania to, że narrator jest wszechwiedzący, a jednak czuć w nim iskierkę indywidualności - robi zabawne i trafne komentarze, ale ani na chwilę nie porzuca swojej roli, niejako wpychając swoje konkluzje w usta innych bohaterów. Wszystko jest ładnie wyważone; ani razu nie odczułam zgagi na punkcie dłużyzn czy narratora. Najbardziej jednak chyba cenię sobie to, że moja wyobraźnia w czasie czytania pracowała jak szalona. Tak samo jak przy delektowaniu się powieściami, tak i tu mój mózg stworzył obrazy miejsc, których nigdy nie widział, a które będzie wyświetlał co do joty, nawet kiedy za dwadzieścia lat kolejny raz sięgnę po Twoje opowiadanie.
Jedyne co w nich naprawdę przeszkadza, to brykające przecinki. Stawiane nie w tych miejscach co trzeba straszliwie wybijają z rytmu wyścigowego przemiatania tekstu wzrokiem. W czwartym rozdziale miałam już niemały kłopot w zrozumieniu, o co chodzi z jaskinią pełną zapisków i otwieraniem tajemnego przejścia. Jak się tak człowiek przestawi na automatyczny tryb pomijania i samodzielnego wstawiania znaków interpunkcyjnych albo pędzi niczym wytrawny mistrz szybkiego czytania, to nie ma większych bólów główki.

Bohaterowie i świat przedstawiony 10/10
Świetnie panujesz nad całym magicznym bajzlem. Zachowujesz terminologię, miejsca i bez najmniejszych kłopotów żonglujesz informacjami o bohaterach, nie robiąc im jednak żadnej krzywdy. Naprawdę, chciałabym czytać więcej tekstów, które tak dobrze oddają charakter oryginału i zapewniają jeszcze nutkę świeżości. Jestem pod wielkim wrażeniem, że nawet zbroje Erzy potrafisz opatrzyć odpowiednią nazwą, opisem i nie zapominasz o odpowiadających im broniach. Od tego szoku zmieszanego z podziwem nadaję się już tylko na jakiś koktajl o sensacyjnej nazwie "Ananasowa Eksplozja", "Dziabara o Poranku" czy co tam ludzie serwują po knajpach. Czuć po przeczytaniu tych wszystkich rozdziałów, że nie poświęciłaś mu zbędnych pięciu minut, ale pomysły są poddawane ciągłemu przemiałowi gdzieś w głębi wyobraźni. Toż to piękny przykład literackiej produkcji z zachowaniem wszelkich zasad maksymalnego wykorzystania surowców, energii i aparatury! Nawet mój doktor L. od biotechnologii byłby z ciebie dumny.
Miałabym tylko jedno maluczkie "ale" - skoro Natsu czy Lucy posługują się nazwami czarów po polsku, to Gray powinien robić tak samo. Nie do końca pamiętam, jak się sprawują fanowskie tłumaczenia mangi i anime, jednak zawsze w takim przypadku polecam zaglądnięcie na rodzimą wiki.

Fabuła 5/5
Ocena Twojego bloga polegała na tym: czytam w wolnej chwili jeden rozdział, a potem mam się zająć jakimiś złymi obowiązkami. Tylko że pod koniec epizodu taki mały, wewnętrzny Dziabek odzywa się sepleniącym głosikiem: "Jesce jeden! Jesce minutke!". Wciągnęło jak diabli. To chyba jedyny powód, jaki wystarcza, aby zapewnić sobie maksa w tej kategorii. Manga "Fairy Tail" wcale nie jest moją ulubioną; prędzej powiedziałabym, że grzeje swoim zadkiem ławkę rezerwową i sprawdza się w chwilach posuchy na inne mangi. Z tego tytułu wycisnęłaś jednak wszystkie soki i esencję zawarłaś w tak gustownej szklaneczce, że nie odmówię następnej kolejki. Cała przygoda jest jakby żywcem wydarta z któregoś tomiku mangi. Świetnie wpasowuje się w chronologię, nie psuje ani przeszłości, ani przyszłości przedstawionej w mandze, natomiast sama historia jest zakręcona jak spaghetti - nie wiadomo już, gdzie jest koniec, a gdzie początek danych wątków, jednak całość jest wyjątkowo smaczna. Rozdziały skaczące z miejsca na miejsce w tym wypadku stanowią świetne uzupełnienie różnych punktów widzenia bohaterów, a czytelnik może sam bawić się w domyślanie, do czego prowadzą wszystkie wskazówki. Ja to kupuję nawet bez wyprzedaży!

Oryginalność 5/5
W sumie czemu nie? Zaszaleję, ale z odpowiednią argumentacją. Po pierwsze wybrałaś mangę, która jest popularna, ale z pewnością nie jako docelowe uniwersum każdej szanującej się autoreczki z kiepawym pomysłem. Postawiłaś na taki tytuł, który jest dobrze rozwinięty, jednak posiada na tyle epizodyczną fabułę oraz tyle luk do odkrycia, że doskonale sprawdza się tutaj taki pisarz rodem z Polski. Oceniam fanfiki, więc nie mogę odejmować punktów za to, że piszesz w oparciu o coś, co istnieje. Tak ma u mnie być i koniec. Już nalepiłam Ci na czoło znak jakości Q, czas zatem przejść do kolejnego argumentu na tak. Pomysł. O tak. Zrobiłaś wyborne opowiadanie przygodowe, gdzie każdy, ale to każdy drugoplanowy bohater z oryginału ma swoje pięć słów. Nawet taki Makao, który do elity ulubieńców kogokolwiek w naszej kochanej Drodze Mlecznej nie należy, przewinął się w tłumie Fairy Tail. Dzięki temu doskonale budujesz klimat znany mi z mangi - jest tam tyle postaci, tyle wątków, tyle głupiutkich szczegółów, że właśnie to bogactwo elementów mnie oczarowało, ale jednocześnie zaskoczyło. Jest dla mnie czymś niespotykanym, żeby autor bloga z takim poświęceniem myślał nad ciągiem pisanej opowieści. Wielkie chapeau bas za ogrom pracy i pomyślunku.

Poprawność językowa 7/10
Ciutek nadużywasz myślników. Są miejsca, gdzie pasuje on wybitnie, ale czasami można zaufać staremu, dobremu przecinkowi, kropce lub nawet cudzysłowowi. Często tworzysz też zdaniowe stonogi - czasami lepiej jest dać kilka kropek więcej niż męczyć czytelnika zbyt długimi wywodami. Informacji wprowadzasz w bród, a więc trzeba uważniej dbać o higienę tekstu. Przecinki niczym Gumisie skaczą sobie tam i siam, choć niekoniecznie trafiają w dobre miejsca. Tak, zdecydowanie największy problem jest z przecinkami. Pamiętaj, żeby zwracać uwagę na to, co tak naprawdę oddzielasz. Nie każdy przystanek na oddech się na to nadaje. Przyglądaj się uważnie orzeczeniom i wyliczeniom, łap za fraki, po czym dziel grządki za pomocą znaków interpunkcyjnych. Niemniej takie babole, choć skupionego na wyłapywaniu błędów Dziaba lekko hamują w czytaniu, nie psują ogólnego odbioru tekstu.
"Nie wiedziała gdzie, ani po co."
Niepotrzebny przecinek po "gdzie".
"Jednocześnie, nie wiedziała, czego dokładnie chce."
Niepotrzebny przecinek po "jednocześnie".
"Rewolucja, jaką usiłowała przeprowadzić gildia, od dłuższego czasu zasługująca na miano mrocznej została krwawo stłumiona, dzięki odwadze jednego z naszych generałów, Grova Fildrensa (...)"
Niepotrzebny przecinek po "stłumiona", a potrzebny po "mrocznej".
"Przecież jeszcze wczoraj, było wszystko dobrze…"
Niepotrzebny przecinek po "wczoraj".
Czy to się nie zaczyna robić monotonne? Aj, zacznę pisać epopeję, której każdy wers będzie zaczynać się od słowa "niepotrzebny". Teraz to ja się czuję niepotrzebna, bo wyliczam braki jak jakiś stary, zrzędliwy magazynier zakładu robiącego konserwy rybne!
"- Już dobrze, dzięki… Czekaj, zaraz, co wy tu robicie?! – po pierwszej chwili zaskoczenia, blondynka natychmiast odzyskała dawny rezon – I chwila, byliście tu przez całą noc?!"
Niepotrzebny przecinek po "zaskoczenia"... Ha-ha! A tu by się jeszcze przydała wielka litera i kropka dla wypowiedzi narratora. Jeśli jego kwestyja nie zaczyna się od słowa wyrażenia określającego mówienie, to należy pełnoprawnie zacząć i skończyć zdanie. Wiem, że im dalej w rozdziały, tym częściej zapisujesz takie działania poprawnie, ale w starych dalej dzieją się interpunkcyjne, dantejskie sceny.
"- Trzeba rozwiązać zagadkę jakiegoś grobowca – wyjaśnił Gray, wyciągając zlecenie – Nagroda to 700.000 klejnotów na głowę, więc całkiem pokaźna suma."
Tu brakuje jedynie kropki, bo prawdopodobnie zadziałała zasada przypadku, która uchroniła wypowiedź przed kleszczami dwóch błędów. Wielkie liczebniki można zapisywać cyframi, tak, jak przyjęłaś na podstawie mangi.
"Właściwie, to Fairy Tail stała kością w gardle każdemu urzędnikowi, który choć przez chwilę marzył, by Magnolia była spokojnym miastem, bez bójek i zamieszek."
Właściwie to przecinek w frazie "właściwie to" jest niepotrzebny. Grzeszysz hojnością, lecz wciąż grzeszysz.
"A ostatnio – przerwał na chwilę, patrząc na własne dłonie – Zaczęły ginąć dzieci."
Ponownie kwestia dziwnych przypadków narracyjnego wtrącania. Tym razem jednak to słowa urzędnika kuleją, ponieważ w przytoczonym cytacie mówi jedno zdanie, przerwane słowami narratora, a to znów oznacza, że "zaczęły" powinno rozpocząć się od małej litery. W takim przypadku "pociągnięcia" zdania nie jest potrzebne kończenie wtrącenia narratora kropką.
"Choć również prawdopodobne, że złe samopoczucie było winą otoczenia – nikt na pewno nie uzna terenu pełnego uschniętych drzew i szkieletów martwych ptaków roztaczającym się wokół zgniłym fetorem."
Nie uzna terenu - za jaki? Nie uzna za piękny, za miły? Zabrakło przymiotnika w tym dzikim gąszczu słów. Przecinek po "ptaków".
"- Virgo! Mogłabyś wykopać tunel prowadzący do jaskiń położonych ok. pięćset metrów stąd? – spytała Ducha blondynka – tyle bowiem dzieliło ich od wejścia do grot."
Oj, skróty to na geografii, na fizyce albo czymś takim, a nie w tak ładnym tekście. Poza tym sama spójrz, jaką krzywdę robisz tymi wszystkimi myślnikami. Nawet nie widać, czy to Lucy znów coś mówi, czy to jednak narrator coś dopowiada.
"- Dobrze, Zaczynamy od teraz! – zakomenderowała dziewczyna, wstając."
Taki gagatek, który chciał być lepszy od "dobrze" i zaczął się z wielkiej litery. Albo zabrakło kropki miast przecinka. Do wyboru, do koloru!
"Druga – Lucy nieopatrznie oparła rękę na ścianie – zaczęła dodatkowo sypać piachem, czwarta, o którą Erza zawadziła mieczem, wydzielała odurzający gaz, przez który jeszcze trudniej się oddychało."
Trójkę, gdzie podziałeś trójkę, panie? Ja bym całkiem przeprawiła ten koślawy początek zdania. "Druga, która uruchomiła się, kiedy Lucy nieopatrznie oparła rękę o ścianę, zaczęła dodatkowo sypać piachem." Dalej ta zagubiona trzecia pułapka, a następnie Erza z mieczem.
"- Lucy ma włochate myśli~ - stwierdził Happy."
A kysz z tyldami w tekście! Ja wiem, że chodziło o przedłużenie ostatniej sylaby, ale nie każdy znaczek na klawiaturze nadaje się do użytku poza forum czy komunikatorami.
"- Nie wydaje mi się. – zaprzeczył Gray, wskazując na wylot korytarza znajdujący się na wprost przed nimi."
Niepotrzebna kropka po "się".
"- O ile się nie mylę, to ze trzydzieści. Nie studiowałam tego zbyt dobrze, bo komu to jest potrzebne, ale Lecy kiedyś opowiadała, że to najdłuższa konstrukcja w starożytnym piśmie i oznacza „bezpieczeństwo” i „najcenniejszy”."
Nie znam żadnej Lecy, a jedyna osoba, która może się jeszcze znać na piśmie, to chyba Levy. Aż machinalnie powiodłam wzrokiem, jak daleko jest "c" od "v" na klawiaturze!
"- Nie ma szans. Mieli dwa tunele do wyboru, a oba prowadzą do grot znacznie oddalonych od Walnej. Nawet jakby się osobiście wysadzili w powietrze, Wyżsi nie będą mieli powodów do obaw. – odparła dziewczyna, wciąż tym samym, jednostajnym tonem. Chodźmy już, po będą problemy."
Zbędna jest kropka po "obaw", za to zabrakło bardzo ważnego myślnika po "tonem". Z kropeczką. Żeby nie było. "Bo będą problemy", i z tekstem, i ze mną.
"– Nawet jeśli nie mamy pewności codo ich zamiarów, koniecznie musimy o wszystkim opowiedzieć Mistrzowi."
Ten "codo" to chyba jakiś kuzyn dodo, ale jam zawsze myślała, że całe to ptactwo wyginęło jak jeden mąż!
"Na skalnych stopniach ławo było się potknąć, a skoro w pobliżu nie był uprzejmy kolega, który w razie potrzeby uchroni od upadku i niechybnej śmierci, trzeba było wystrzegać się wszelkich wypadków."
"Nie było uprzejmego kolegi" zaproponowałabym z pewną stanowczością. Oraz "łatwo" zamiast "ławo".
"Bała się, że konsekwencje mogą być o wiele gorsze od tych, które wszyscy przewidywali (jeśli, przewidywali…). Ale najbardziej, bała się o przyjaciół z gildii. "
Za dużo tych przecinków, za dużo! Obfitość jak na jakieś bachanaliach. Niepotrzebny znak po "jeśli" i "najbardziej". Zawsze spójrz na to, czy przecinek oddziela ci części wypowiedzi, które zawierają orzeczenie albo są wyliczeniem.
"Dziewczyna poczuły spływający na nią spokój, choć zdawała sobie sprawę, iż piękna pogoda o niczym jeszcze nie świadczy i w niczym nie przeszkadza Cieniowi we wprowadzeniu w życie swoich planów."
"Poczuła", nie "poczuły". Zaczynam obstawiać, że zbyt często i gęsto poprawiasz konstrukcję zdań, a takie błędy są efektem niedopatrzeń po zmianach.
"Patrząc na pogodę, aż wierzyć się nie chce, że po tak piękny poranku może spaść na nas jakieś nieszczęście."
Nieszczęście z pewnością spadło na to zdanie - "pięknym", nie "piękny".
"- Nawet jeśli to, co tam usłyszeliśmy było prawdą, ta zgraja ważniaków i tak nie zrobi."
Nie zrobi, nie zrobi, to pewne. Ale pewniejsze jest to, że "nic nie zrobi".
"To co działo się potem, można opisać jednym, jakże trafnym słowem: chaos. Jeden wielki i niepowstrzymany."
Chaos to dobre określenie na temat tych dwóch zdań. Brak kilku przecinków, a od razu człowiek głupieje. Przecinek po "to" i "jeden".
"Od czasu pojawienia się sekty, za każdym razem, kiedy miał okazję spotkać Yajimą, ten zawsze pojawiał się z nabitą tytoniem fajką."
A tutaj to zostawiłaś mi pełną dowolność! Czy powinno być "spotkać się z Yajimą", czy "spotkać Yajimę"?

Detal


Dodatki 6/10
Bez fajerwerków, ale ani to Sylwester, ani czwarty lipca u Amerykanów. Cenię minimalizm, bo jak Dziabkowi dużo się urosło, to kocha rzeczy malutkie, lecz dosadne. Mamy "Stronę główną", która przenosi do najświeższego rozdziału, mamy "Rozdziały", "Linki" i skrzydło autorskie o samej sprawczyni tego dzieła. Bardzo mi się spodobała ta przemowa - nie silisz się na wybitność, tylko skromnie przyznajesz, że ot, jesteś zwykłym dziewczęciem. Zaręczam, nie jesteś, bo dziewięć na dziesięć autorek pozuje i czyni w takiej przemowie więcej cudów, niż Bóg, Allah, Budda i greccy bogowie razem wzięci. Aha! Co mi się jeszcze podoba - dałaś odnośnik do strony, na której znalazłaś pracę służącą za Twój avatar. Nie dość, że przybijam Ci niekradziejowego żółwika, to jeszcze zyskałam dzięki temu stałe źródło fajnych, animcowych tapet. A co tam, dorzucę Ci jeszcze punkt. Tak, dokładnie tego, którego straciłaś na braku odnośnika do dzieł z nagłówka. Pewnie źródło było takie samo, ale ja nie Nostradamus, żeby przepowiadać sobie takie rzeczy.

Punkty dodatkowe 5/5
"- Chcesz się bić, mrożony zboczeńcu?!
- Dawaj, przepalona zapałko!"
"- Kto jest idiotą, kretynie?!
- Kto jest kretynem, głupku?!"
Proste, infantylne i... jak dla mnie mega śmieszne. Dlaczego rozbawiła mnie z pozoru durna kłótnia i kupka obelg? Bo jest normalnie żywcem przerysowana z mangi! Zresztą, to zaledwie mały ułamek przykładów humoru słownego i sytuacyjnego, które w całej Twojej historii występują z cudowną regularnością. Ot, choćby fragment z pierwszą pułapką przed grotą Arcymaga. Pomysł przywołania Gwiezdnego Ducha był sam w sobie genialny.
"- Posłuchaj, Plue. – zwróciła się Lucy do ducha, kucając przed nim – Mam dla ciebie bardzo ważne zadanie. Od niego zależy, czy zostanę zrobiona na miazgę, czy może pożyję jeszcze trochę. Chodzi o to, być przez następną minutę nie poruszył się ani o milimetr. Zrozumiano?"
...powiedziała bohaterka, powierzając swoje życie w ręce stworzenia, które cierpi na chroniczną trzęsawkę. Parsknięcie z moich ust po prostu musiało ulecieć na powietrze dzienne. Polubiłam "Fairy Tail" za taki charakter, lubię też Twoje opowiadanie za doskonałe oddanie tego klimatu. Robisz świetnie cliffhangery pod koniec każdego rozdziału... ba, fragmentu! Delikatnie przypomina mi to styl Sapkowskiego albo Pratchetta, którzy pod koniec akapitu potrafią tak walić celnymi podsumowaniami czy żartami, że czytelnik pragnie kolejnych zdań. Przebywając pewien czas w różnych fandomach nigdy nie natknęłam się na opowieść, która byłaby tak zgodna charakterem ze swoim pierwowzorem. Owszem, czytałam wiele fajnych fanfików, jednak zawsze to fan dawał więcej od siebie, jakby niezadowolony z tego, jak wygląda pierwowzór. Poza tym przez cały czas czułam się niczym przy lekturze prawdziwej książki. Naprawdę nie zdziwię się, jeśli po pełnoprawnym zakończeniu tego opowiadania wydrukuję je sobie na papierze, oddam do zbindowania i postawię na półce obok innych powieści.

Suma: 51/60
Ocena: celująca


Czapki z głów! Oto typ historii, w których Dziab pływa zadowolona niczym kluseczka w ciepłym rosole. Mam nadzieję, że prezent na Mikołajki się spodoba, choć zaznaczam ostro wszelkim malkontentom, że nawet we Wszystkich Świętych postawiłabym taką samą ocenę. Julizo, zaczarowałaś mnie skutecznie magią Fairy Tail na tyle, żebym została stałą bywalczynią Twojego bloga oraz dodała go do obserwowanych. Miło byłoby, gdybyś popracowała nad stroną graficzną bloga, bo może ona odstręczyć potencjalnych, przypadkowych czytelników, a tego z całego serca Ci nie życzę. Twoje opowiadanie zasługuje na mnóstwo uwagi i od właśnie takich perełek to ja mogę się uczyć, a nie odwrotnie.

Pozdrawiam!
Dziab

12 komentarzy:

  1. Czytając parsknęła tu i tam - jak to zwykle bywa na opieprzowych ocenach :) Zaskoczyło mnie jednak, że to chyba pierwsza pozytywna ocena Dziabary. Czy się nie mylę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie mylisz się, choć postawiłam raz tróję, więc dla studenta to ocena pełen wypas. Straszna ze mnie musi być zołza, prawda? _^_

      Jak to dobrze, że ktoś postanowił się nade mną zlitować i dał coś, czego nie umiałam w żaden sposób nadgryźć zębem ostrej krytyki. Dziękuję, Mikołaju, za dzisiejszy prezent!

      Usuń
    2. A tam od razu zołza, może po prostu pecha masz i nie zgłaszają się ci, co trzeba? xD

      Dzisiaj same prezenty mikołajkowe: Occupacja Opieprzu dobiegła końca i córka dostała upragnionych sto komentarzy, Ty, Dziabaro, dostałaś fanfick, który przyjemnie się oceniało, a my mamy kolejną kwikogenną analizę :)

      Usuń
    3. Strasznie uparty dziad, ten pech, skoro trzyma się mnie od kilku miesięcy :) Na tym polega cały konflikt tragiczny - czy kilku autorów może być pod rząd złych, czy to jedna oceniająca jest do kompletnego zadka?

      Miło mi *kłania się* Teraz wypadałoby, żeby na Wigilię zrobić tysięczne oblężenie czyjejś oceny oraz dać z trzydzieści ocen do poczytania :D Ja tam nawet wiem, co mogłoby zasypać Opieprz spamem i innymi wątrobami, ale nie wywołujmy wilka z lasu.

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że na ocenę czekałam z niecierpliwością – po raz pierwszy bowiem postanowiłam zgłosić się do jakiejkolwiek ocenialni, z silnym postanowieniem, iż przyjmę każdą krytykę, jaka by ona nie była. Co nie zmienia faktu, iż zaledwie piętnaście sekund po zgłoszeniu się miałam potworną pokusę odwołać się od zaraz – czego nie zrobiłam i chwała za to mojemu opanowaniu. Ale nie o tym.
    Najpierw może o samej ocenie – Dziabaro droga, uwielbiam twoje teksty. Nawet przy zjeżdżaniu całej mojej, pożal się Boże, grafiki potrafiłam się śmiać z twoich komentarzy co uważam za bardzo duży plus. I wcale nie przymilam się do oceniającej . Swoją ocenę już przecież dostałam, a podlizywanie rzecz zła (choć czasem całkiem skuteczna, trzeba przyznać).
    Już na wstępie, przy ocenie „Właściwości artystycznych”, miałam ochotę wsadzić głowę pod biurko i doraźnie zbadać, co jest twardsze – drewno czy moja czaszka. Prawdą jest, że szablon/oprawa graficzna (jak Bóg zwał, tak zwał…) cudowna nie jest. Co więcej, jest dosyć prosta, wieje Paintem i amatorską robotą jednak jest to spowodowane tym, iż tak samo jak Opieprz, z Onetu przeniosłam się niedawno – Blogspota nie znałam w ogóle lub jeszcze mniej, dlatego istnienie jakichkolwiek ocenialni przygotowujących szablony na tę witrynę jakoś nie dotarło do mojej świadomości. Jako, że pasujący obrazek znaleźć ciężko, Juliza nieufnie spojrzała na tkwiącą na pulpicie ikonkę Gimpa i zabrała się do roboty. Jak widać, z marnym skutkiem.
    Co do treści – na widok caluteńkich 24 punktów dosłownie mnie zamurowało. I nie jest to żadna przenośnia – z natury jestem istotą niezbyt wysoko oceniającą swoje możliwości, idącą przez życie z nastawieniem „Może inni ale ja nie”, toteż tak wysoka ocena była dla mnie nie lada przeżyciem. Kolejne pozytywne komentarze na temat mojej twórczości czytałam z ogromną przyjemnością, przyznam się – w dużej części dlatego, że tylu komplementów na temat swojego opowiadania nie słyszałam dawno. Pewnie będę musiała wynająć parę koleżanek, żeby mi woda sodowa do głowy nie uderzyła a ego nie osiągnęło wysokości Domu Kultury.
    Co do przecinków – wiedziałam, że na tym dużo stracę. Moje podejście głównie opiera się na „A kit z tym, stawiamy na wyczucie - a nuż się trafi”, więc stawiam je intuicyjnie. Mniej lub bardziej trafnie, z dobrym lub złym skutkiem ale jednak intuicyjnie – dlatego często jest ich, że tak powiem nieładnie, od cholery w jednym zdaniu, co pewnie utrudnia czytanie. Postaram się z tym walczyć, wszakże już jestem w tym wieku, że pewne dobre nawyki, typu korzystanie z jakichkolwiek reguł wypadałoby nabyć 
    Cieszę się, że ludziom podoba się mój styl pisania, naprawdę się cieszę. I pięć ukłonów dla Ciebie, bo strasznie mnie podbudowałaś tą oceną – aż się po takiej krytyce ma ochotę pisać. Wspaniały mi prezent na Mikołajki zrobiłaś - nawet Toffifee nie robi mu absolutnie żadnej konkurencji, choć zawiera czekoladę. Także szeroki uśmiech ode mnie – każdy nowy czytelnik to u mnie kolejne +20 do szczęścia i +10 do ambicji, żeby sobie tej „celującej” opinii nie popsuć.
    Chylę czoła i pozdrawiam serdecznie~
    Juliza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może na tym właśnie polega radosny fakt uzyskania tak wysokiej noty? Skoro byłaś na tyle niechętna ocenie przez tak długi czas, to może w Twoim móżdżku pojawiło rzadko spotykane u ludzi centrum samokrytyki? Ci pewni swoich zalet czym prędzej lecą do wszystkich ocenialni, spodziewając się peanów zachwytu, a prawdziwe zacne mróweczki chowają się po kątach i dopieszczają swoje teksty :) Cieszę się, że jedna do nas zbłądziła. Czemu jednak tak wiele dobrych tekstów ginie w mrokach Internetu, podczas gdy największe głupotki i najgorsze prowokacje mają rzesze zwolenników? Taaak, to nowy temat na rozmyślania w wolnych chwilach...
      To też Cię odróżnia od innych, ocenianych mi autorów - wstępowałaś na Opieprz już od jakiegoś czasu i zdołałaś się przygotować na to, czego można się po nas spodziewać. Czemu większość oczekuje latających, lukrowanych pączków to ja nie wiem. Zwykle nikt nie czyta próbek naszych możliwości i nie wie, że tu żarty z byle czego są na porządku dziennym. Dlatego tak piorunująco Cię zszokowałam. Nawet nie wiesz, jak powstrzymywałam się z zasygnalizowaniem Ci, że ocena od początku szykowała się pozytywna _^_ Właśnie dlatego ze mnie zołza, bo musiałaś wiele organów przeze mnie wystawić na działanie stresu. Ale mam nadzieję, że się opłacało!
      Podlizuj się, podlizuj, nie wiadomo, kiedy Dziabowi znowu trafi się taka miła okazja XD
      Na przecinki nie mam rady poza czytaniem o tym ile wlezie w słowniku ortograficznym czy jakichś mądrych stronach. Dopóki się do tego nie przymusisz, dopóty żadna beta nie będzie tu żadnym oparciem, a jedynie niewolnikiem od jednego typu zadania.
      A mnie bardzo miło, że znalazłam opowiadanie, na które będę z niecierpliwością czekać co rozdział. Nie galopuj z tempem - nie ma co produkować się na siłę, gdy wybitnie nie ma czasu. Chciałam Cię też serdecznie przeprosić, bo tknięta przeczuciem wgapiłam się na stronę główną i okazało się, że od kilku tygodni wisi rozdział dziewiętnasty! Nie umieściłaś od razu odnośnika w rozdziałach i na śmierć o nim zapomniałam. Złamałam reguły Opieprzu, nakazujące ocenić ostatni post, podczas gdy ja opisałam przedostatni. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Natomiast ja mam dodatkową radochę, bo zyskałam jeszcze jeden fragment do poczytania :3
      Jeśli moją ocenę można z którejkolwiek strony podpiąć pod słowo "krytyka", to chyba przemianuję się na Śnieżynkę i pojadę na biegun, żeby zyskać więcej łagodności. Żarcik, żarcik. Nie lubię zimna. Przyznajmy szczerze - w trakcie pisania wylał mi się słoik miodu na klawiaturę i wyszło z tego to oto cudo ;)
      Mnie za to bardzo motywują takie komentarze! Dzięki wielkie za miłe chwile przy pisaniu.

      Również pozdrawiam i życzę bielutkiego dnia!
      Dziab

      Usuń
  3. "Są miejsca, gdzie pasuje on wybitnie, ale czasami można zaufać staremu, dobremu przecinkowi, kropce lub nawet cudzysłowu"
    Tak swoją drogą, czy tutaj nie powinno byc celownika? Mówię o "cudzysłowu", według mnie powinno byc cudzysłowowi. A ocena jak zawsze wyborna, serwujesz wspaniałe rzeczy Dziabaro ;)
    Ester

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda. Teraz, kiedy ktoś wreszcie mi powiedział, co tu pasuje, to faktycznie mózg zniósł barykadę i wstydzi się bardzo za swoje upraciuszkowate stawianie na "cudzysłowu". Dziękuję za mile spędzony czas z lekturką :D Tylko proszę, Ester, ponów komentarz albo napisz odpowiedź już jako zalogowana, bo w NASIE nie możemy zatrudniać anonimowych szpiegów...

      Pozdrawiam!
      Dziab

      Usuń
    2. Ojej , tak właśnie jak napisałam to pomyślałam że szkoda że się nie zalogowałam ;) Ale już naprawiam swe błędy

      Usuń
    3. To ja uruchamiam swoje wpływy i popycham pismo o przyznanie ci pierwszego, honorowego puncisza w NASA! Gratuluję! :)

      Usuń
  4. Haha, tak ten humor jest boski xD

    OdpowiedzUsuń