Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


wtorek, 13 maja 2014

(837) Itzvariety

   Witam wszystkich serdecznie, Phantom jak zwykle spóźniona. Nie umarłam, nie wykitowałam po świętach z przeżarcia, ogółem jest dobrze. Tyle o mnie. K., moja droga, przejdźmy do Twojego opowiadania, bo - bądź co bądź - po to się tutaj zebraliśmy.
  
   Część pierwsza: treść, treść i jeszcze raz TREŚĆ.

  K., czytałam dużo opowiadań. Jedne potrafiły rozbawić mnie do łez, przy innych załamywałam się psychicznie, a przy jeszcze innych po prostu wyłączałam komputer i szłam przed siebie, starając się o nich nie myśleć. Twoje jest inne. Po przeczytaniu całości poczułam się… obojętna. Wyprana ze wszelkich emocji.
   Tak, Twoje opowiadanie zobojętniło mnie jak kwas solny zobojętnia wodorotlenek sodu. Przez cały ten czas, praktycznie przez bite dwa miesiące starałam się napisać cokolwiek na temat tego, co zastałam u Ciebie na blogu. Jak widać – z marnym skutkiem.
  Z „Igrzyskami Śmierci” miałam do czynienia stosunkowo niedawno, gdyż nasza cudowna stacja telewizyjna wyemitowała je, kiedy już przejrzałam Twoje wypociny wzdłuż i wrzesz.
   Prolog zaskoczył mnie dość pozytywnie; krótki, treściwy, szybko przedstawił całą sytuację, jednak również zawierał coś, co męczyło mnie później przez cały czas: znasz może inne słowo poza „córeczką”? To tak, jakby podstawowa wersja tego słowa w ogóle nie istniała, co później doprowadzało mnie do małych stanów depresyjnych. Pomijając to, poznajemy główną bohaterkę, Spencer. Z jej perspektywy opowiadana jest cała historia. Leży sobie niczym pyszny naleśnik na arenie, próbuje ruszyć ręką, co o dziwo się jej udaje i kontynuuje dalszą „przygodę” na igrzyskach. Nie ma źle, większych błędów poza zgubionym ogonkiem w „ciesze” nie zauważyłam.
   W pierwszym rozdziale poznajemy nieco bliżej sytuację, jaka panowała w rodzinie Spencer, oraz staruszkę o imieniu Madley. Przy okazji znalazłam aż jedno słowo „córka” i dowiedziałam się, że ma na imię Charlotte. To ważna informacja, bo na piętnaście stron w Wordzie pada ona dokładnie sześć razy, i to trzykrotnie w samym epilogu. Dążę do tego, że mogłaś spokojnie pozamieniać niektóre „córeczki” na normalne „Charlotta” – uwierz mi, Twoi czytelnicy nie mają aż takiej sklerozy, żeby nie zapamiętać tego. Dalej cała trójka trafia na Dożynki, podczas których wybrano Spencer i Kazerana - chłopaka, który miał kiedyś obok niej stragan - na uczestników Igrzysk. Żali się, biedna, że ma ponad osiemnaście lat, później – po chwilowym przemyśleniu - jednak ponad dwadzieścia, i nie mogła trafić do kuli z losami. Prowadząca machnęła na to ręką, bo to nie jej biznes, i wszystko kończy się omdleniem dziewczyny.
   Już tutaj zauważyłam pewną prawidłowość – bowiem od rozdziału pierwszego sukcesywnie myliłaś sobie czasy. Większość tekstu, nie licząc prologu, była napisana w czasie przeszłym, a tu nagle - niespodzianka! Wpadamy w teraźniejszość! Musisz być konsekwentna, bo jak nie Ty, to kto?
   Drugi rozdział rozpoczęłaś właśnie od niespodzianki czasowej. Później zniszczył mnie tok myślenia głównej bohaterki – o mało nie pokazała światu całej treści żołądka, ale mogła spokojnie myśleć, jaka pościel była mięciutka i zapraszająca do snu. Nie wiem, czy ktoś, komu żołądek tańczy macarenę, może o czymś takim myśleć. W drugim akapicie trzy bądź cztery razy powtórzyłaś wyrażenie „rozejrzałam się”, a jak zobaczyłam liczbę napisaną cyframi, to odechciało mi się wszystkiego. Naprawdę. To są błędy i brzydkie zwyczaje (na przykład te nieszczęsne cyfry), które można wyeliminować praktycznie po pierwszym czytaniu. Już w sumie olałam nawet to, że kiedy wstała, to nie poszła od razu do łazienki, tylko porozglądała się dookoła i dopiero wtedy ruszyła umyć twarz i doprowadzić się do względnego porządku. Jednak to i tak nie pobije opisu Spencer dotyczącego niej samej: „Przez chwilę wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze, w którym widziałam ładną i zgrabną brunetkę, z ciemnymi oczami i jasną cerą. Zmarszczki pojawiały się u mnie szybciej niż u innych, a także czasami zdarzył się jakiś wyprysk, jednak to nie odejmowało mi dużo od urody”. To, co teraz przytoczyłam, to zmora niemal każdego początkującego pisarza – dosłowny, do bólu niepotrzebny i suchy opis wyglądu bohatera. Wystarczyło rozłożyć to gdzieś między innymi zdaniami, mogła biec, a ciemnobrązowe włosy falowałyby na wietrze. Bystre, ciemne oczy wypatrywałyby zwierzynę, a zgrabna sylwetka migałaby przeciwnikom spomiędzy drzew. Da się? Nie trzeba walić czegoś takiego prosto z mostu. Pod koniec rozdziału zaś utwierdziłam się w przekonaniu, że Spencer naprawdę jest irytująca, a pokazuje to fakt, że jej mąż zrobił wszystko, by przy niej być, a ona go jeszcze opieprzyła, że dołożył jej matce obowiązków… Racjonalność racjonalnością, ale zdzierżyć tego nie mogłam. Tak samo jak tej piątki zapisanej cyfrą. „Czegoś takiego się nie robi i koniec” pomyślałam, ale jak tylko zobaczyłam dystrykty i wiek zapisane cyframi, to zachciało mi się płakać. Wszystkie liczby we wszelakich opowiadaniach i w prozie rozrywkowej jako takiej zapisujemy słownie. Literki są ładne, dlaczego nie wykorzystywać ich częściej?
   Powiem Ci, że ogarnęła mnie cudowna konsternacja po przeczytaniu fragmentu, gdy Spencer stanęła przed organizatorami, i nagle z przestraszonej matki-zielarki stała się Legolasem i Chuckiem Norrisem w jednym. Niemal każdy nóż wbijał się z mistrzowską precyzją w sam środek manekinów treningowych, no coś cudownego. Chciałabym, abym zawsze, kiedy moje zdenerwowanie sięgałoby poziomu skrajnie niebezpiecznego, stawała się kobietą-terminatorem. Ale jeszcze lepiej, ostatni akapit po prostu zmiótł mnie z powierzchni ziemi. Poczułam się, jakbym czytała pamiętnik jakiejś nastolatki: „Wtuliłam się w niego i zaczęłam całować. On również to odwzajemnił. Nasze pocałunki pogłębiały się, a ręce błądziły po ciele. Pierwszy raz od dawna miałam taką ochotę na mojego męża. […] Ciesze się, że to zrobiliśmy”. Nie dość, że dokładnie te słowa (bo jednak cały fragment taki nie jest) zabrzmiały trochę infantylnie, to później pomyliłaś czas z przeszłego na teraźniejszy i w zapomniałaś ogonka w „cieszę”. Tyle emocji na jeden rozdział…
   W kolejnym fragmencie, którego początek był naprawdę przyzwoity, poza powtórzeniem „mojej córeczki” (chyba już o tym wspominałam… nadużywasz tego słowa i w dodatku niepotrzebnie dajesz zaimek „mojej” – cały czas piszesz tylko o jednej córce, nie trzeba podkreślać tego nawet w dialogach, że jest jej) natrafiłam na kwintesencję kobiecego myślenia. Otóż nasza droga Spencer musiała przejść przez stylistę i wizażystę w jednym, a zdania, które teraz zacytuję, stały się bazą do tego, aby stworzyć komiks poniżej: „Może to trochę nie na miejscu, ale już wiedziałam, że będę w nim [stroju] świetnie wyglądać” oraz „Gdy skończył i zobaczyłam całokształt, przez chwilę pomyślałam, że tak mogę umrzeć. Wyglądałam przepięknie”. No, jakby nie było, to takie jest założenie Igrzysk…



   Dalej już zagłębiamy się w opis akcji właściwej, czyli Mortal Combat pomiędzy dwudziestoma czteroma uczestnikami. Spencer posłuchała rad swojego męża i popędziła prosto do lasu, gdzie „Po mniej więcej godzinie drogi, uznałam, że wypadałoby znaleźć wodę. Mój organizm powoli zaczął wołać o nawodnienie”. Wołanie o nawodnienie? Że co? Takie udziwnienia naprawdę powodują, że czytelnik parsknie śmiechem, mimo iż autor nie miał takiego zamiaru. Wystarczyło dopisać w pierwszym zdaniu, że chciało jej się pić, to drugie zdanie byłoby wtedy w ogóle niepotrzebne. No i zbędny pierwszy przecinek przed „uznałam”.
Zmiażdżyła mnie praktycznie zerowa reakcja Spencer na śmierć chłopaka z dziewiątego dystryktu, przed którym uratował ją David – mieszkaniec dystryktu dziesiątego, któremu pomogła przy nauce ziół. Fakt, sparaliżowała ją sytuacja, że ktokolwiek ją złapał, ale na to, że pod jej nogami leżał martwy albo chociaż półżywy chłopak, już w sumie nie zareagowała.
W czwartym rozdziale zaskoczyła mnie idea wykorzystania humanoidalnych maszyn, które były atrapami rodzin uczestników. Bardzo dobry pomysł, naprawdę, i gratuluję, jeśli nie pojawił się wcześniej w książce. Tak samo krótka, ale treściwa wymiana zdań między Spencer i Davidem była napisana naprawdę przyzwoicie, a przyrównanie bohaterki do kury, której obcięto głowę, spodobało mi się najbardziej. Równie dobrze napisałaś fragment zaraz po tej rozmowie, gdy Spencer zastanawiała się nad tym, czy pomóc Kazeranowi, czy może jednak udać się do wodopoju. Bardzo przyjemnie się go czytało.
   Zauważyłam, że upodobałaś sobie określanie czasu jakichś czynności. Raz Spencer biegła przez trzydzieści minut, później sprawdzała każdą roślinę piętnaście minut. Nie musisz idealnie wszystkiego rozplanowywać czasowo, to nie przepis kucharski albo odliczanie bomby zegarowej. Wystarczy raz za czasu użyć słowa „kwadrans” albo „po dłuższej chwili”.
Ostatni rozdział przed epilogiem to punkt kulminacyjny całej historii. Kazeran, którego opatrzyła Spencer, zalecał się do niej, a ona bez cienia wątpliwości mu odmawiała. Pod koniec okazuje się, że chłopak ma na jej punkcie obsesję, co przedstawiłaś z jego perspektywy. Cała historia kończy się dość tragicznie – nie będę mówić, w jaki sposób, ale pewnie każdy się domyśla.
   Co do rozdziału piątego wraz z epilogiem, to warto je ze sobą połączyć. Przedstawiłaś sytuację z obu stron – Kazerana i Spencer, ich walkę i wtargnięcie Davida pomiędzy nich. Mam tu zastrzeżenia, jak do całości utworu, ale chciałabym się skupić na ostatnim fragmencie w epilogu. Bowiem odeszłaś całkiem od pierwszej osoby, opisując go w trzeciej. Zabieg dość przyzwoity, nie powiem, jednak kłóci mi się z całością opowiadania i za bardzo od niego odstaje. Rozumiem, że chciałaś dać sobie nieco większe pole do popisu i dokończyć wszystko, obejmując cały problem szerzej niż z perspektywy Spencer, jednak twierdzę, że równie dobrze mogłaś epilog opisać ze strony Seana – męża głównej bohaterki. Sądzę, że to też by miało swoje plusy.

   Przechodząc już do końca całości, mam do Ciebie kilka zastrzeżeń, a każdemu poświęcę jeden „mały” akapit . Będzie bardziej przejrzyście, tak mi się przynajmniej wydaje.
   Przede wszystkim – fabuła. Porwałaś się na powielenie schematu, wprowadzając tylko inne postaci do całości. „Takie prawa fan-fiction” – stwierdzą jedni, jednak odczułam, że gdzieś z tyłu głowy ciągle miałaś główną bohaterkę z oryginalnej powieści. Dało się to odczuć przy sytuacji w drzewie, gdzie po prostu reakcja Spencer różniła się od Katniss. W całej kreacji Spencer wyczuwałam ogromne zależności między nią, a oryginalną bohaterką. Obie walczyły dla kogoś, były pomocne dla innych (co również polecali im mentorzy) – dużo w ich charakterach pokrywa się ze sobą. Takie wnioski wysuwam, nie czytając książki i opierając się wyłącznie na filmie. Co może Ci pomóc… Trudno mi powiedzieć. Przede wszystkim ciągłe pisanie, szukanie swoich bohaterów, rozumienie ich, zadawanie sobie ciągłych pytań – dlaczego? po co? w jakim celu? Kreacja postaci jest naprawdę ważna i warto poświęcić dla niej dużo więcej czasu.
   Kolejnym Twoim problemem jest tempo. Każda książka czy opowiadanie ma własne tempo. Da się go zróżnicować, wstawiając dialogi i zmieniając długość zdań. Powinno się wykorzystywać różne zdania dla opisów akcji, refleksji bohaterów i opisów przyrody, czego Ty nie robisz. Rozróżnij opisy, kiedy bohater jest zadowolony, smutny czy ucieka przed śmiercią. To samo tyczy się opisów okolicy – są całkiem inne, kiedy rodzina wybiera się na popołudniowy piknik, a inne, niż jak tą samą drogą biegnie chłopak, którego goni czarna ciężarówka. Warto to pokazać. Krótkie zdania są zarezerwowane raczej dla sytuacji nagłych, gwałtownych – te dłuższe dla małej sielanki.
   Dialogi u Ciebie są zbudowane raczej poprawnie – to dobra wiadomość. Wielu domorosłych pisarzy ma problem z takimi rzeczami, gdyż sądzą, że to nie jest ważne, co jest ogromnym stekiem bzdur. Ty starasz się trzymać ogólnie przyjętych zasad i to się chwali. Problemem jednak nie jest budowa, lecz to, co w sobie zawierają. Twoi bohaterowie nie są charakterystyczni, kiedy mówią. Dialog często jest ich jedyną opcją, aby pokazać swój charakter, a Ty im ją zabierasz. Przecież jeden może mówić krótko, lakonicznie, a inny opisywać wszystko ze szczegółami, na co reszta będzie reagować westchnieniem. Postaraj się na samym początku określić, w jaki sposób będą mówić Twoi bohaterowie, jakie będą mieć charakterystyczne odzywki. Tu nie chodzi o wypisanie szczegółowo, jak ktoś buduje swoją wypowiedz – raczej o to, abyś miała w głowie wygenerowany głos swojej postaci, z którą rozmawiasz. Zapamiętaj, jak ona to robi – bardzo Ci to pomoże w tworzeniu dialogów.
   I ostatnie. Coś, co naprawdę mocno wkurzało mnie podczas czytania, to niekonsekwentność w czasach. O ile prolog był w teraźniejszym, a reszta – patrząc ogółem – w przeszłym, to zdarzały Ci się błędy, mieszając je. Przykład? „Starałam mu się to wybaczyć, ale do tej pory trzymamy się na dystans, co nie znaczy, że mi na nim nie zależy”. Albo „Obiecuję, że od dzisiaj to się zmieni. W końcu jego miłość jest odwzajemniona”. No i ewidentny błąd, bo tamte od biedy i zamkniętymi oczami da się wyjaśnić: „Wstałam powoli z łóżka i zaczęłam rozglądać się, czy jest tu łazienka”. Musisz bardzo uważać na „jest”, „był” i odmianę czasowników przez czasy. Mam przyjaciółkę, której betuję teksty, i ona ma ten sam problem. Kiedy spytałam się jej, dlaczego miesza czasy, odpowiedziała mi „nie wiem, nie panuję nad tym”. Sądzę, że masz coś podobnego. Nie wiem, jaka rada byłaby adekwatna do tego problemu, ale wydaje mi się, że ciągłe pisanie i sprawdzanie tego naprawdę skrupulatnie w jakimś stopniu powinno pomóc.
   Pomimo tych wszystkich błędów, jakie wymieniłam, Twoje opowiadanie nie jest takie złe, jak pewnie teraz sądzisz. Wszystko rozbija się o dopracowanie i skupianie się na tekście, a później umiejętne wyczyszczenie go z wszelakich błędów. Twój styl jest dość specyficzny, a warsztat dobry, więc nie pozostaje nic innego, jak tylko ostre ćwiczenie. Wymieniłam większość tych błędów, byś wiedziała, nad czym warto popracować przed kolejnym opowiadaniem bądź powieścią. Życzę Ci ogromnej werwy w tym, bo na pewno się to opłaci.

   Część druga: poprawność nie woła o pomstę do nieba. To cud!

   I tutaj jestem z Ciebie naprawdę dumna. Robisz mało błędów, z przecinkami nie jest tak źle, a i dialogi są zapisane w miarę przyzwoicie. Wymienię tutaj tylko kilka przykładów, bo – naprawdę – nie ma ich dużo:
„[…] zaczęła penetrować książkę, kartka po kartce”. Niepotrzebny przecinek, a ta penetracja… Może „przeglądać”?
„Przyjdę za kilka dni i opowiem ci [,] czy udało mi się z tą rośliną”. Tu zaś brakuje znaku. O ile są reguły mówiące o tym, że przed „czy” nie stawia się przecinka, o tyle w tym przypadku trzeba go postawić, ponieważ oddzielasz czasowniki w zdaniu złożonym.
„- Pa, kochana. - Odpowiedziała staruszka […]”. Robisz jeden podstawowy błąd: nie myślisz czasem, co określają didaskalia. W tym, i jeszcze kilku innych przykładach, „odpowiedziała” określa wypowiedź. Jeśli didaskalia określają jakiś ruch bądź czynność niezwiązaną stricte z wypowiedzią, wtedy dajemy wielką literę.
„W każdej chwili, mój mąż mógł wrócić do bycia mentorem, jednak nie chciał na tak długi okres czasu zostawiać mnie i naszej córeczki”. Niepotrzebny jest ten pierwszy przecinek. A w dodatku mamy potwierdzenie, że zbyt często używasz słowa „córeczki” i zaimka, który chyba wrósł na dobre do tego słowa – zamień to całe wyrażenie na zwykłą „Charlottę”.
„Po przeczytaniu jej, poczułam w żołądku nagły głód, więc czym prędzej udałam się do wymienionego wcześniej dzwonka”. Niepotrzebny pierwszy przecinek.
„- Chodźmy już, jestem głodna... - złapał mnie […]”. A tutaj zaś didaskalia powinny zaczynać się od wielkiej litery, bo, jak wcześniej wspomniałam, nie określasz sposobu wypowiedzi tylko inną czynność.
„Opruszył mi policzki […]”. Oprószył, to nawet Word podkreśla.
„Po chwili skapnęłam się, że coś jest nie tak […]”. Całkowicie nie pasuje mi tutaj to słowo. Nie jest to jakiś błąd, to raczej moja luźna uwaga – tutaj bardziej pasuje „zauważyłam”.

   No i to by było na tyle. Nie chciałam wymieniać wszystkich błędów, bo to mija się z celem. Sprawdź cały tekst, odszukaj zagubione ogonki w tekście, najlepiej daj to osobie trzeciej, która nigdy nie spotkała się z nim, aby mogła go zbetować należycie.

   Część trzecia: luźne uwagi, bo o gustach też warto podyskutować.

   1. Twój blog jest… charakterystyczny. Ładne, pastelowe kolory oraz powitanie „Welcome to my blog”. Minimalizm jest w cenie, a i mnie się to podoba. Jedynym małym zastrzeżeniem co do wyglądu to może nieco ciemniejszy kolor dla czcionki, bo po dłuższym czytaniu rozpływa się w tle.
   2. „Witaj na moim blogu. Jest to strona poświęcona historii na podstawie Igrzysk Śmierci. Jeśli szablon jest za mały i nieczytelny: 'ctrl' i '+' :)”. Zmiażdżyło mnie to. Z jednej strony cudowne wybrnięcie z sytuacji, a z drugiej to Ty powinnaś zadbać o czytelność, nie czytelnik.
   3. Błagam, zainwestuj w spis treści, szeroką listę, archiwum, cokolwiek. Żeby dostać się do starszych wpisów, musiałam ciągle molestować „starsze wpisy”. Dobrze, że nie opublikowałaś trzydziestu rozdziałów, bo bym chyba wyskoczyła z okna. Niestety, mieszkam tylko na pierwszym piętrze, ale jak to mówią „jak ktoś ma pecha, to i palca w dupie złamie”.

   Dziękuję Ci, że się zgłosiłaś i tak cierpliwie czekałaś na tę ocenę – bardzo Cię przepraszam za zwłokę i dziękuję za wyrozumiałość. Ocenę pozbawiłam większych udziwnień, gdyż stwierdziłam, że będziesz bardziej nastawiona na naukę, niż rozrywkę. Tak więc adios!

   Komiks na podstawie znanego mema na Kwejku – teksty w dymkach są mojego autorstwa (nie wiem czy się cieszyć, czy płakać). 

15 komentarzy:

  1. Phantom, musisz teraz zbierać mnie z podłogi przez ten komiks! Rozwalił mnie i nie mogę przestać o nim myśleć :D
    Bałam się tej oceny tak cholernie, że nawet sobie tego nie wyobrażasz, ale właściwie jestem zadowolona z siebie :)
    Obiecuję, że wszystko skomentuję jutro, bo dzisiaj już mój mózg wysiadł i wyczerpał swe możliwości :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam więc cierpliwie i cieszę się, że komiks wpadł w Twoje gusta ;)

      Usuń
  2. A więc jestem ponownie :)
    1. "kwas solny zobojętnia wodorotlenek sodu." - zapamiętać na chemię! :D
    2. Może powiem, jakie było zamierzenie gdy tworzyłam Spencer. Nie chciałam, by byłą Merysujką, a miałam w planach, że będzie ona bardzo zmienna i właśnie będzie charakterystyczną postacią, może trochę irytującą, ale chciałam, by coś do niej przyciągało. Nie wiem, czy mi się to udało, mam nadzieję, że chociaż w 1/1000 tak :D
    3. Nie wiedziałam, że ponad osiemnaście i ponad dwadzieścia to błąd, jeśli osoba ma np. 26 lat, to nie można powiedzieć, że ma ponad osiemnaście?
    4. Nie chodziło mi o to, że to jest nie jej biznes i nikogo to nie interere. Chodziło o to, że nie mogli pozwolić sobie na taki "wstyd", że tego nie dopilnowali.
    5. Zmiana czasów i te opisy to moja zmora, ja wolę skupiać się na emocjach bohaterów, choć i tego czasem zabrakło w moim opowiadaniu. Wstyd się przyznać, ale pisałam, żeby nie stracić czytelników (blog rzyciem, borze!one1!).
    6. Z tym mężem to był taki zamysł, żeby ona była taka do niego troszeczkę oschła, nie wiem czemu mi się umyślało, żeby stworzyć taką bohaterkę, chyba popadam ze skrajności w skrajność, albo totalnie idealna, albo totalnie zła, haha :D
    7. Nie potrafię opisywać romantycznych scen, to moja zmora ;_; Mogłam pisać jak dziewczyna od opowiadania z Kwiatkowskim, widziałaś? :D
    8. Mówisz, że za bardzo opisałam tą scenę ze stylistą, za dużo emocji jak na rzecz, w której będzie się umierać, ale w komentarzach zarzucały mi czytelniczki, że za mało emocji i że powinnam to lepiej opisać :D Jak już mówiłam, ze skrajności w skrajność wpadam.
    9. Spenc miała mało w sobie uczuć, jak już wyżej wspominałam, zależało jej tylko na jej córecz... Charlotte :D
    10. Maszyn nie było, wpadłam na ten pomysł gdy usypiałam, musiałam wstać i zacząć pisać :D
    11. To porównanie i ta rozmowa to mój ulubiony fragment w tym opowiadaniu :D
    12. I znow moje skrajności! Często gdy czytałam oceny, to widziałam, że wszyscy się czepiali, że nie wiadomo, kiedy była noc, kiedy dzień i że w niektórych opowiadaniach nie ma tego czasu, więc oczywiście ja musiałam wszędzie to wpychać :D
    13. Epilog był połączony z tym rozdziałem, ale uznałam, że tak będzie lepiej. Epilog miał być właśnie oczami Seana i trochę wstęp do kolejnego opowiadania, które miało powstać, ale mam trochę inny pomysł teraz :)
    14. Właśnie zdaje mi się, że bardzo odskoczyłam od oryginału i czasem nawet naciągałam niektóre rzeczy w moim opowiadaniu, których nie było w oryginale, ale szanuje Twoje odczucie, może faktycznie tak trochę jest, ale nie świadomie (z tą bohaterką) :).
    15. Opisy to moja zmora, ale na prawdę ćwiczę, by było lepiej! :)
    16. Phantom, ja myślałam, że Ty mnie tu zlinczujesz, więc to, co przeczytałam, ogromnie mnie zdziwiło i ucieszyło. Wiem, że popełniam mnóstwo błędów, ale jak czytałam Twoje pochwały to aż serce rosło :D
    17. Ja wiem, ale jak dla mnie to jest czytelne, tutaj rozmawiamy o gustach- niektórzy lubią duże czcionki, a ja małe, ale nie wymyślne. Nie można nikomu dogodzić dzisiaj w stu procentach :D Trochę mnie bawi to moje rozwiązanie :D Cfffany lis ze mnie :D
    18. "jak ktoś ma pecha, to i palca w dupie złamie" hahaha, leżę x2 :D
    Raz jeszcze dziękuję za ocenę i przepraszam, że tak w punktach, ale z niewiadomych przyczyn zawsze tak piszę. Może będzie Ci lepiej tak czytać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2. Fragment z nożami trochę mnie zmylił co do tego, że nie jest merysujką.
      3.Oczywiście, że można tak powiedzieć. Ale tutaj po prostu zrobiłaś taki myk, że raz napisane było "mam ponad osiemnaście lat", a drugi "mam ponad dwadzieścia". Jeżeli ma to swoje dwadzieścia sześć, to napisz to ;).
      5. Moja droga, dopieszczaj bardziej swoje opowiadanie, to jest Twój mały brylant! Rozumiem, presja i czytelnicy walą po oknach, ale nie może to mieć wpływu na jakość tego, co napiszesz ("blog rzyciem, borze!one1"! Haha xD).
      7. Nie i błagam, wyślij mi to! (phantom@onet.eu)
      8. Kobieta to kobieta, dla niej nawet dźgnięcie w brzuch super wypasionym sztyletem jest wydarzeniem łechtającym jej artystyczne doznania (dosłownie).
      9. Zabiję, jak nie pozamieniasz tych wszystkich "córeczek"!
      12. Jest taka pisarska zasada "pokazuj, nie opowiadaj". Zamiast opowiadać, że jest noc - po prostu to pokaż! Wszyscy wiedzą, że jest noc, kiedy im pokażesz ciemne niebo i księżyc.
      14. Nie jestem obeznana z kanonem, i chyba na Twoje szczęście ;).

      Cora sprawdzając moją ocenę stwierdziła, że zdanie: "Pomimo tych wszystkich błędów, jakie wymieniłam, Twoje opowiadanie nie jest takie złe, jak pewnie teraz sądzisz" jest zaprzeczeniem 3/4 oceny. Chciałam pokazać Ci, gdzie musisz przysiąść, a gdzie możesz hasać niczym łania. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, nad czym popracować i tak dalej, to w punkcie ósmym masz mój mail i wal w niego.
      Również dziękuję za Twoje zgłoszenie do nas i życzę miłego wieczorku ;).

      Ps. Biol-chem kocha punkty, więcej punktów!

      Usuń
    2. Ojeju, biol-chem, podziwiam! :D Wybierasz się później na medycynę może?
      Blog już leci na e-mail :').

      Usuń
    3. Coś około medycznego. Zawsze się nabijam, że jak mam zniszczyć coś, to na skalę światową. Bo taki chirurg to zepsuje życie kilku, kilkunastu osobom, a biotechnolog jak źle pobawi się genami, to i kilka tysięcy na liczniku się może znaleźć ;).

      Usuń
  3. Nie umarłam, nie wykitowałam po świętach z przeżarcia
    Bo wykitowanie z przeżarcia to wcale nie śmierć, o nie. = Powtórzenie.

    bo - bądź co bądź - po to się tutaj zebraliśmy.
    Dywiz nie pełni funkcji myślnika.

    kiedy już przejrzałam Twoje wypociny wzdłuż i wrzesz.
    Wszerz.

    sukcesywnie myliłaś sobie czasy.
    Sobie jest zbędne.

    Już w sumie olałam nawet to, że kiedy wstała, to nie poszła od razu do łazienki, tylko porozglądała się dookoła i dopiero wtedy ruszyła umyć twarz i doprowadzić się do względnego porządku.
    Yyy... A co w tym dziwnego? o.O To wręcz normalne, że dziewczę rozejrzało się po nieznanym sobie miejscu, bo zakładam, że nieznanym, a dopiero potem się doprowadziło do porządku...

    ciemne oczy wypatrywałyby zwierzynę
    Zwierzyny.

    później pomyliłaś czas z przeszłego na teraźniejszy
    Albo pomyliłaś czas przeszły z teraźniejszym, albo zmieniłaś czas z przeszłego na teraźniejszy, bo to co ty zastosowałaś jest niegramatyczne.

    i w zapomniałaś ogonka w „cieszę”.
    Pierwsze w jest zbędne.

    Mortal Combat
    Chyba jednak Kombat.

    Wystarczy raz za czasu użyć
    Raz na jakiś czas/od czasu do czasu/niekiedy, bo sformułowanie przez ciebie użyte jest niepoprawne.

    akapit . Będzie
    Zbędna spacja.

    zależności między nią, a oryginalną bohaterką.
    Bez przecinka.

    Takie wnioski wysuwam, nie czytając książki i opierając się wyłącznie na filmie.
    Takie wnioski wysuwam, nie przeczytawszy książki, opierając się wyłącznie na filmie.

    Każda książka czy opowiadanie ma własne tempo. Da się go zróżnicować
    Je.

    Dialog często jest ich jedyną opcją, aby pokazać swój charakter, a Ty im ją zabierasz.
    Ich jest zbędne.

    O ile prolog był w teraźniejszym, a reszta – patrząc ogółem – w przeszłym, to zdarzały Ci się błędy, mieszając je.
    To, co skonstruowałaś, jest dramatycznie złe... (...) to, mieszając je, popełniłaś błąd.

    „Obiecuję, że od dzisiaj to się zmieni. W końcu jego miłość jest odwzajemniona”.
    Co konkretnie w kwestii czasów jest tu nie tak?

    „W każdej chwili, mój mąż mógł wrócić do bycia mentorem, jednak nie chciał na tak długi okres czasu zostawiać mnie i naszej córeczki”.
    http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/okres-czasu;4807.html

    „Po przeczytaniu jej, poczułam w żołądku nagły głód, więc czym prędzej udałam się do wymienionego wcześniej dzwonka”. Niepotrzebny pierwszy przecinek.
    Udała się do dzwonka? o.O

    Jedynym małym zastrzeżeniem co do wyglądu to może nieco ciemniejszy kolor dla czcionki
    Jest zamiast to.

    mieszkam tylko na pierwszym piętrze, ale jak to mówią „jak ktoś ma pecha, to i palca w dupie złamie”.
    Palec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. To nie są dwie rónorzędne rzeczy. Umrzeć i umrzeć w wyniku czegoś. Móimy oczywiście o składni zdania, a nie merytorycznie.
      2. 1 pkt.
      3. 1 pkt.
      4. Ale nie jest błędem.
      5. Błędów merytoryczych nie punktujemy, zobacz na regulamin NASA.
      6. Nie, jest dobrze.
      7. Tak.
      8. Tak.
      9. Ano.
      10. To gwara.
      11. Tak.
      12. Tak.
      13. Kolokwializm.
      14. Tak.
      15. Niekoniecznie.
      16. Kolokwializm. Można się kłócić, zasypywać definicjami, ale z jednej strony zawsze można to określić jako błąd, a z drugiej jako po prostu kiepską składnię.
      17. Sama nie wiem, może Phantom zmyliła sie stroną bierną. 1 pkt.
      18. Nie za bardzo wiem, o co chodzi. Tzn. jak mam rozumieć tę uwagę.
      19. Dla kogoś kto czytał bloga, to może mieć jakiś sens ;]
      20. Źle to brzmi, masz rację.
      21. Niekoniecznie, chyba że znajdziesz regułę.

      10 pkt.

      Usuń
    2. @4: Za to jest nieładnym kolokwializmem, dlatego zwróciłam na to uwagę.
      @5: Pisałam już pod inną oceną, że nie wypisuję błędów specjalnie dla punktów, więc nie będę rozbijać komentarzy osobno na punktowane, osobno na niepunktowane błędy merytoryczne, bo to bez sensu.
      @6: Jeśli używamy tego jako zapożyczenia z angielskiego, które określa morderczą walkę, to powinno być zapisane małymi literami. Wielkie sugerowały nazwę własną cyklu gier, w których właśnie walczy się do śmierci, a nazwa ta brzmi Mortal Kombat. No, chyba że chodziło o nazwę jednej z kart gdy M:TG, w co mocno wątpię, wtedy zwracam honor.
      @10: Nie spotkałam się, Google też nic nie wyrzucił, więc dlatego wypisałam to jako błąd.
      @16: Kiepska składnia to też błąd. ;)
      @18: Okres czasu podpada pod pleonazm, warto by było użyć jakiegoś bezpieczniejszego zamiennika, więc zwróciłam uwagę na to, co przeoczyła oceniająca.
      @21: Wprawdzie nie zasada, bo to cytat ze scenki jednego z kabaretów, ale: http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Cytaty:Kabaret_Moralnego_Niepokoju
      Poza tym, odmiana słowa palec chyba jest ci znana, a w bierniku odmienia się palec, nie palca.

      Usuń
  4. 4. Jeśli chcesz, to oczywiście kolokwializmy możesz wskazywać, ale, odwołując się do regulaminu NASA, za to punktów nie przyznajemy.
    6. Przyznałam Ci juz punkt za Mortal Kombat, raz, że ma być spolszczona wersja, a dwa, że powinno być małymi literami zapisane, ale nie mogę przyznać dwóch punktów za to samo słowo. Poza tym szóstka odnosiła się do zwierzyny, pomyliły Ci się numerki. Następnym razem numeruj uwagi, okej? Będzie prościej.
    10. Gwara góralska ;)
    16. W języku polskim nie ma czegoś takiego jak kiepska składnia. W angielskim np. zasady kolejności przymiotników określających kształt, kolor itp. są jasne i zapisane. W polskim jest dużo możliwości i swoboda działania. Poza tym, zawsze kiepskie konstrukcje można tworzyć z premedytacją. Z weną twórczą nie wygrasz, Shun ;)
    18. Tak, ale Autor oceny przytoczył cytat z opowiadania, fragment przemyśleń o ile dobrze pamiętam, więc równie dobrze może to być błąd celowy, dla lepszej kreacji bohatera. Zresztą jest to tak utarte określenie jak niepoprawnie rozumiane "nie wchodzi sie 2 razy do tej samej rzeki" i nie wiem, czy kiedykolwiek ludzi je wyprą z codziennej mowy, nie wydaje mi się.
    21. Okej, 1 pkt ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @4: A czy ja gdziekolwiek pisałam, że chcę za to punkty? Wręcz przeciwnie.
      @Mortal Kombat: I znów to samo: nie chcę podwójnych punktów, to było doprecyzowanie. // Faktycznie, pomyliłam numer, przepraszaju. // Nie, dzięki, pozostanę przy cytowaniu. Numerować będę ewentualne uwagi do twoich uwag. ;)
      @10: To wszystko wyjaśnia.
      @16: Ależ oczywiście, że błędy składni istnieją.

      Usuń
    2. Wypisując błędy, zgadzasz się na nasz regulamin = dostajesz punkty ;)

      Pozdrawiam :)!

      Usuń
    3. Córko, chodziło mi o to, że nie oczekuję ich za wypisanie np. błędów merytorycznych. Btw, kiedy będę mogła wymienić punkty na nagrody? ;p Przydałaby się jakaś nowa wiertarka. ;___;

      Usuń